Czasami ma się wrażenie, że jak ktoś coś opowie, to jakiś kosmos jest dosłownie. Nie macie tak czasami? Na pewno macie, bo każdy tak ma. I nie ma się co dziwić to całkiem normalna reakcja. Dlatego też, gdy Pan Kuba zaczął nam opowiadać o mitologii starożytnych Greków, to buzie otwieraliśmy szeroko ze zdumienia co też ludzie potrafią wymyśleć, a jeszcze ciekawsze, w co wierzyć. Jak pojąć fakt, że światem rządzą bogowie, których zresztą jest całe mnóstwo i każdy jest od czego innego.
          Zeus jako najważniejszy (bóg nieba i ziemi), gdy tylko się rozgniewał i miał na to ochotę rzucał piorunami, gdzie popadnie. Hera – siostra i żona Zeusa była opiekunką kobiet i rodzin. Atena, córka Zeusa to bogini wojny, mądrości i rozwagi. Posejdon jako brat Zeusa zarządzał oceanami, morzami i panował nad wszelkimi istotami w nich żyjącymi. Ten dla odmiany zsyłał sztormy, burze i trzęsienia ziemi. Bogiem piękna i słońca był Apollo, ale też rozgniewany dawał czadu, zabijając ludzi. Jak widzicie, nie byli oni tacy święci do końca, bo wkurzeni nieźle potrafili się zemścić, a podpaść im wcale nie było trudno. Najważniejsi z nich zasiadali na Olimpie, najwyższym masywie górskim w Grecji. Oprócz bogów Grecy wierzyli również w całą masę potworów, demonów, centaurów i innych stworzeń, które trudno spamiętać.
           Tak na poważnie to zaczęliśmy się zastanawiać, jak ludzie w tych czasach żyli i doszliśmy do wniosku, że chyba musiał ich ciągły strach zżerać przed gniewem bogów, którzy ich zewsząd otaczali. Wśród herosów wyróżniał się Herakles, na którego wyrocznia delficka nałożyła klątwę za zabicie własnej rodziny i musiał wykonać 12 prac przewyższających siły jednego człowieka. Na koniec obejrzeliśmy wesołą kreskówkę, którą pewnie dobrze znacie „12 prac Asterixa” (nie mylcie z Heraklesem). Było zabawnie, czadowo i czego tu więcej chcieć…